To, że jestem w Anglii nie znaczy, ze nasz blog przestanie serwować reckę za recką, a nawet obiecuję, że zwiększę ilość swoich tekstów ku Waszemu zadowoleniu, bądź zacznijcie się już smucić bo postaram się pisać jak najwięcej.
Skoro jestem tutaj to postanowiłem recenzować rzeczy których albo w Polsce nie spotkacie albo ja jeszcze nie spotkałem, ale oczywiście będę starał się opisywać rzeczy obecne tylko tutaj.
Pierwszym moim celem okazał się napój z którym w swoim czasie walczyli nawet plakatami. Jest to znana i lubiana Coca Cola.
Zapytacie co z tego - cola jak cola.
Niekoniecznie. Ta Coleczka kosztowała mnie 27p (penny - taki angielski grosz dla niezorientowanych), czyli zakładając że funt stoi piątkę na rynku to 1.35zl. Tutaj natomiast to w sumie niedużo - i niedużo za nie dostajemy.![]()
Chodząc po centrum handlowym Morrisons natknąłem się na te puszki. Sprzedawane na sztuki za 27p, lub po 12 sztuk za bodaj Ł1.50 są, tak szczerze mówiąc, średnio opłacalną inwestycja. W tej mini puszce (jest wysokiej jakości, to taka prawdziwa Kolowa puszka) znajduje się bowiem 150ml Coli. Czyli mniej niż połowa tego co w naszej rodzimej trzysta-trzydziestce. Są oczywiście normalne 330 mililitrowe puszki, są większe 440-mililitrowe, ale ja kupiłem tą w celu takim, jaki pewnie założyli producenci. To taka puszeczka którą sobie kupujesz po to, żeby wyjść przed dany sklep i obalić ją jednym przechyleniem. Jest w niej coli na dwa, trzy łyki, czyli niedużo, ale wystarczająco, żeby się napić, bo w tej chwili chce Ci się pic, to taka szklanka coli poza domem.
Oceniam ten produkt bardzo dobrze, bo sprawdza się w konkretnym celu, czyli żeby w danej chwili i miejscu ugasić pragnienie. Lecz w Polsce jej raczej nie zobaczymy ze względu na wszechobecne złodziejstwo. Przecież znamy sytuacje
kiedy ktoś np w Leclercu otwiera mleko czy cokolwiek przy półce sklepowej, upija łyka i odchodzi od półki, wiec co by się działo po wprowadzeniu tak małych puszek hmmmmm?
Irek.
03.07.2009 | Dodaj komentarz | Zobacz komentarze (0)